Na całym świecie źródła nieszczęścia są takie same. Wszyscy jesteśmy tylko i aż ludźmi i mamy identyczne umysły. Jedyne co nas różni to otoczenie i informacje jakie nabywaliśmy podczas naszego dotychczasowego życia. I tak nieszczęścia można pogrupować na 4 grupy.
Pierwsza grupa to przeszłość. Często demony przeszłości prześladują nas przez długie lata, potrafimy się mocno obwiniać a nawet mówić „gdyby w moim życiu nie wydarzyło się to i tamto to byłbym zupełnie innym człowiekiem”.
Druga grupa to przyszłość. Obawa przed tym co będzie, przed niepowodzeniem, przed zmianami.
Trzecia grupa to inni. Tutaj najczęściej obwiniamy innych za to, że ten świat jest taki zły, za niepowodzenia itd.
Czwarta grupa to ja. Niepewność siebie, brak wiary w siebie, nieśmiałość itd.
Sęk w tym, że przeszłości już nie ma a przyszłości jeszcze nie ma więc nie ma potrzeby się nimi przejmować. Przyszłość można dokładnie zaplanować i punkt po punkcie realizować założenia a przeszłość była po to abyśmy wyciągnęli z niej wnioski i się czegoś nauczyli. Zakładamy błędnie, że nikt nie miał takich problemów jak my. Że jesteśmy beznadziejnym przypadkiem a nawet potrafimy się licytować kto ma gorzej. 30 lat temu pewna amerykanka została zgwałcona na oczach swojego zakneblowanego męża przez dwóch gwałcicieli. Sam gwałt trwał stosunkowo krótko i ta pani potrafiła sobie wytłumaczyć, że to się stało i już. Ofiary gwałtów potrafią ten gwałt przeżywać na nowo przez długie lata czyli gwałcą się na nowo w myślach. Wspomniana amerykanka dziś prowadzi zajęcia z ofiarami gwałtów i pokazuje im, że można żyć normalnie nawet po ekstremalnych przeżyciach.
Mamy taki ciekawy mechanizm nazywania innych ludzi: ten jest moim przyjacielem bo się ze mną zgadza a ten jest moim wrogiem bo mi mówi „nie”. Taki schemat myślenia sprawia, że gdy kogoś poznamy to widzimy albo czarne albo białe. Bywa nawet, że sam fakt, że kiedyś ta osoba powiedziała coś odmiennego niż nasze założenia, wpływa na to, że później szukamy w tej osobie jej wad – dlaczego? Ponieważ nasze ego mówi nam „to ja mam rację” i każdy kto wg. nas tej racji nie ma jest gnojony. W tym momencie przestajemy być obiektywni i kierujemy się własnymi urazami. Edward De Bono wprowadził słowo „po” oznaczające: wysłuchałem twojego zdania i nie jestem ani za ani przeciw. Edward De Bono reprezentuje ludzi, którzy wyszli poza takie schematy.
Potrafimy również zwalać winę na innych zamiast szczerze powiedzieć sobie, że to jest nasz błąd. To też jest wina „ego”. Wierzymy swoim myślom, więc jeśli stwierdzimy, że za nasz błąd odpowiadają czynniki zewnętrzne to nasza podświadomość to przyjmie i ego zostanie nakarmione. Tu się zaczyna samonapędzający się mechanizm – nie lubisz innych a inni widząc, że masz takie podejście nie lubią ciebie, a skoro oni nie lubią ciebie to ty nie lubisz ich i tak dalej w koło Macieju. Nie mówię tu już o przypadkach gdy zwalamy winę na to, że dziś jest trzynasty, że czarny kot przebiegł nam drogę, że przeszliśmy pod drabiną itd. Szukamy winy wszędzie tylko nie tam gdzie ona faktycznie jest ponieważ urazimy nasze ego. Im prędzej odrzucimy głosy ego z naszej głowy tym szybciej staniemy się szczęśliwymi ludźmi i to nie dlatego, że będziemy obwiniać siebie ale dlatego, że gdy zaczniemy widzieć w sobie winę to będziemy naturalnie chcieli to poprawić – a to jest właśnie esencja rozwoju osobistego.
Pozostaje jeszcze kwestia opinii na swój temat. Popatrzmy na stwierdzenie: „ja nie jestem pewny siebie” – czy jesteś tego pewny? czy jesteś pewny, że jesteś niepewny? Poza tym występują tutaj dwie osoby: ja i siebie – który to faktyczny ty? To się nazywa rozdwojenie jaźni i ludzie wierzą, że mogą mieć opinię na swój temat. Teraz przedstawię skrajną metaforę: wyobrażasz sobie żeby taki neandertalczyk użalał się nad sobą, bo jego kobieta coś mu powiedziała? „Ojej ale jestem brzydki i obrośnięty, i jeszcze mam krzywe zęby i śmierdzę”. Kiedyś nie było takich problemów. Nie było takiego parcia na doskonałość jak dziś. Media kreują modę i pokazują co trzeba mieć i jakim trzeba być aby być kimś. My wierzymy mediom, więc zamiast docenić to co już mamy to zaczynamy gonić za jakimś konceptem innych ludzi. To my decydujemy o tym kim jesteśmy.
Potrafimy mixować nasze nieszczęścia np. „bo w przeszłości koledzy się ze mnie śmiali” albo „nie znajdę w przyszłości pracy bo ja nie jestem pewny siebie i jestem tak nieśmiały”. Tworzymy sobie wyimaginowane problemy w które wierzymy lub przeżywamy coś co już nie istnieje przez to przestajemy czuć radość życia i boimy się śmierci. To się nazywa zombie – martwy za życia czyli ktoś kto nie wie, że żyje. Żyj teraz i doceń to, że jesteś. A skoro już jesteś i żyjesz to ciesz się tym życiem bo masz je tylko raz. To tak jak z wakacjami w odległym kraju – jedziesz tam tylko raz i chcesz aby wszystko było zgodnie z planem a jak nie jest to potrafisz być wtedy elastyczny i bawić się dobrze mimo to. Pamiętaj, że życie to również są wakacje – wakacje od nieistnienia i śmierci.