Od początku grudnia we wszystkich kościołach – wśród innych przygotowań do świąt – obmyśla się konstrukcję i dekorację bożonarodzeniowej szopki. Na Górnym Śląsku tradycyjnie zwano te kościelne statyczne inscenizacje stajenkami. Podpowiadała takie określenie między innymi stara, popularna kolęda: Pójdźmy wszyscy do stajenki, do Jezusa i Panienki…
W okresie poświątecznym odwiedzanie stajenek w kościołach było i jest atrakcją zwłaszcza dla rodzin z dziećmi – łatwo przed tym plastycznym wyobrażeniem ewangelicznego przekazu o Bożym Narodzeniu opowiedzieć o nim malcom. Do dziś utrzymuje się dawna śląska tradycja wycieczek do kościołów w sąsiednich miejscowościach po to, by pokazać dzieciom najpiękniejszą szopkę w okolicy (dziś o takie peregrynacje łatwiej wobec powszechnej dostępności samochodu). Najwięcej odwiedzających przyciągała przez lata i przyciąga nadal stajenka w bazylice franciszkanów w Katowicach Panewnikach.
Na Śląsku franciszkański zwyczaj adoracji Dzieciątka w żłobku poświadczają źródła od połowy XVII wieku. Ważnym ośrodkiem, z którego promieniowały wzorce bożonarodzeniowych figuralnych szopek, był Dolny Śląsk. Działały tu warsztaty, wykonujące szopki ze starannie rzeźbionymi figurkami dla kościołów, a także szopki domowe dla zamożnych indywidualnych odbiorców. W XVIII wieku znany był działający w Kotlinie Kłodzkiej warsztat Michała Klahra i jego syna. Tradycje ich firmy utrzymane były do początku XX wieku. Ośrodkiem szopkarstwa był też klasztor cystersów w Krzeszowie. Jedną z najokazalszych zachowanych zabytkowych śląskich szopek jest szopka z ruchomymi figurami z Wambierzyc, wykonana w II połowie XIX wieku przez Longinusa Wittiga.
Wszystkie wspomniane dotąd szopki były drewniane. Pod koniec XIX wieku wzrost zainteresowań szopkami coraz szerszego kręgu odbiorców spowodował, że rozwinęło się rzemiosło (a potem przemysł), produkujące figurki gipsowe do szopek według wypracowanych szablonów. Kanony estetyczne tej produkcji były odbiciem estetyki ikonografii popularnych wydawnictw religijnych, między innymi poczytnych „Żywotów świętych”. Takie właśnie gipsowe figurki z warsztatów, najpierw czeskich, austriackich, niemieckich, a potem głównie śląskich, trafiały do górnośląskich kościołów. Dziś znajdują się w większości z nich – podobne pod względem estetyki, opartej na tradycyjnych wzorcach, różniące się głównie rozmiarami figur i ich liczbą w zestawie. Kształtują wyobrażenia, jak powinna wyglądać stajenka.
Kościelny wzorzec stajenki z realistycznymi gipsowymi figurami miał dla widzów nieprzeparty urok. Nic dziwnego, że na początku XX wieku gipsowe figurki postaci ze sceny Bożego Narodzenia trafiły także do domów górnośląskich mieszczan, urzędników i zamożniejszych robotników. Oferowały je miejskie sklepy z dewocjonaliami, zwłaszcza mieszczące się w pobliżu dużych kościołów, przyciągających pielgrzymów. Figurki do szopek domowych były mniejsze od tych, które produkowano z przeznaczeniem dla kościołów, ale nie różniły się od nich estetyką, sposobem malowania. Nabywane były jako gotowy zestaw podstawowych postaci – bohaterów zdarzenia w szopie betlejemskiej: Dzieciątko, Maryja, Józef, wół i osioł. Kolejne figurki – Trzech Króli, wielbłądnika z wielbłądem, pasterzy, owiec – można było kompletować przez lata, dokupując co jakiś czas brakujące do pełnej kompozycji sceny postacie. Ale figurki to mało. Trzeba było wykonać dla nich architekturę i pejzaż, czyli zrobić budyneczek stajenki i namalować tło, przypominające scenerię Betlejem. Prostą stajenkę ze stromym dachem wykonywali zazwyczaj samodzielnie ojcowie rodzin z deszczułek i listew, uzupełniali ją sianem i ususzonym mchem. Całość składała się na scenę zgodną z wyobrażeniem ludowym, ale inspirowaną stajenkami znanymi z kościołów. Kościelne tworzone były oczywiście w innej skali, dysponowały większą przestrzenią, dając możliwość rozbudowania architektury i plastycznego ukształtowania pejzażu.
Domowe szopki nazywano na Górnym Śląsku betlejkami, betlyjkami lub betlejymkami. Śląskie betlejymki to bardzo ciekawe zjawisko kulturowe. Dobór postaci, tworzących szopkową kompozycję, sposób ich upozowania i formy ubioru nawiązywały do schematów ukształtowanych w okresie baroku. Zwłaszcza w sposobie przedstawienia pasterzy, w ich odzieży i rekwizytach odczytać można spóźnione wpływy rokoka i literatury sentymentalnej. Malowane panoramy, na tle których ustawiano całą kompozycję, to przykład malarstwa naiwnego. Co ciekawe, były to panoramy egzotycznego Betlejem, z palmami i domami z białego kamienia, a nie polskie ośnieżone góry – w tym przypadku także oddziaływał wzorzec panoram ze stajenek kościelnych.
Domowe betlyjki były popularne w miejskich domach (mieszczańskich i zamożniejszych robotniczych) od końca XIX wieku do połowy XX wieku. Potem traktowano je trochę wstydliwie jako „mieszczańskie gipsy”. Ale ostatnio powracają do łask.